Problemy z zajściem w ciążę? Sprawdź, co oferuje polska medycyna
Problemy z zajściem w ciążę? Sprawdź, co oferuje polska medycyna
**Mój sen o ciąży**
Wczoraj rano, jak zwykle o 6:30, zanim jeszcze włączyłam ekspres do kawy, zrobiłam test ciążowy. Znowu. To już chyba dwudziesty w tym roku, a przecież jest dopiero kwiecień. Kupiłam te cholerne paski na Allegro, bo w aptece przy Dworcowej w Warszawie jedna sztuka kosztuje 15 zł, a tu paczka 50 za 60 zł. No i co? I znowu jedna kreska. Kurwa.
Nie wiem, czemu się dziwię. W grudniu skończyłam 33 lata, a od dwóch lat próbujemy z Michałem. On mówi, że się nie spieszy, że "jakoś to będzie", ale ja widzę, jak jego siostra Magda wrzuca zdjęcia swojego drugiego dziecka na Facebooka, a moja mama co tydzień pyta: "Kasia, co u was słychać?" – i wiem, o co jej chodzi.
Aha, zapomniałam dodać – w zeszłym roku byłam u tej ginekolog, dr Nowakowskiej, w tej prywatnej klinice na Mokotowie. 350 zł za wizytę, a ta baba patrzy na mnie jak na debilkę: "Proszę się nie stresować, czasami to trwa". Łatwo jej mówić, ma troje dzieci i dom pod Krakowem.
I wiesz, co jest najgorsze? Te wszystkie głupie komentarze. "A może wyjedźcie na wakacje, rozluźnijcie się!" – radzi moja koleżanka z pracy, Ola, która zaszła w ciążę po imprezie sylwestrowej, pijana jak bela. Albo teorie mojej ciotki Grażyny: "U mnie zadziałał sok z pokrzywy!". No super, a ja już próbowałam witaminy, zióła, akupunkturę, a nawet tę głupią pozycję z biodrami uniesionymi do góry po seksie. Nic.
Michał niby wspiera, ale ostatnio jak mu powiedziałam, że znowu dostałam okres, tylko westchnął i poszedł grać w FIFA. Wiem, że to nie jego wina, ale czasami mam ochotę rzucić w niego poduszką. Albo tym testem.
A najśmieszniejsze? Że nawet nie wiem, dlaczego tak bardzo tego chcę. Czy to presja społeczna? Czy może ten głupi instynkt, który każe mi patrzeć na wózki w Biedronce i myśleć: "Moje dziecko też by miało taką śmieszną czapeczkę"?
I jeszcze te cholerne social media. Wystarczy, że raz wyszukam "planowanie ciąży", i już mam reklamy pieluch, suplementów i tych wszystkich "cudownych metod". A potem widzę zdjęcia znajomych z brzuchami, porodówkami, USG... I siedzę w łazience o 3 nad ranem, scrollując, z paczką chipsów Paprykowe Ludki w ręce.
Wiesz, co mnie wkurza najbardziej? Że niby jestem nowoczesną kobietą, a jednak czuję się jak jakaś przegryw, bo nie mogę zajść w ciążę. Jakbym była niewystarczająco dobra.
A może to wszystko przez tę cholerną pracę? W korpo non-stop stres, deadline’y, a potem jeszcze te głupie spotkania do 19:00. W zeszłym miesiącu nawet zapomniałam o owulacji, bo miałam prezentację dla klienta z Niemiec.
Albo... nie wiem. Może to znak, że w ogóle nie powinnam mieć dzieci? Ale jak to mówią – "nie myśl, to się uda". Tylko jak nie myśleć, skoro co miesiąc jest ta sama nadzieja i ten sam rozczarowanie?
I tak leżę teraz na kanapie, patrzę na ten test i myślę: "Kurczę, może następnym razem". Ale w głębi duszy boję się, że "następnym razem" nigdy nie nadejdzie.
A życie toczy się dalej. Jutro znów praca, rachunki do zapłacenia, w czwartek wizyta u dentysty... I tak w kółko.
No nic. Chyba zrobię sobie herbatę. Albo wódkę. Nie wiem jeszcze.
Szybkie zajście w ciążę w Polsce: Od diety po specjalistyczne leczenie
Jak zajść w ciążę po 30-stce w Polsce? Skuteczne metody i porady